Fantas(y)tyczna opowieść.

Jak z Grzegorzem Rosińskim nierozerwalnie kojarzy się seria Thorgal, Asteriks z Goscinnym i Uderzo, tak zbyt krótka historia o rudowłosym trubadurze o imieniu Hugo jest znakiem firmowym niejakiego Bedu. To kolejny artysta, który stworzył dzieło ponadpokoleniowe, które ma jednak jedną poważną wadę.

Okładka zbiorczego wydania/Źródło Egmont Polska

 

„Hugo” pojawił się na łamach znanego magazynu komiksowego „Tintin” w roku 1981 i wywołał na tyle duże zainteresowanie, że wydawnictwo Lombard postanowiło wydać tę opowieść w formie albumowej. Mimo kilkudziesięciu lat na karku ta historia nadal potrafi cieszyć, bawić a niekiedy nawet straszyć. Polską wersję tego znakomitego dzieła zawdzięczamy wydawnictwu Egmont, które w ubiegłym roku wypuściło „Hugo” na rynek.

Disnejowskie wychowanie.

Nie będę kłamał, że to co za chwilę napiszę, sam wymyśliłem. Nie, zainspirował mnie skądinąd znakomity serial pt. „Legion”. Otóż, współcześni rodzice, którzy wiedzeni atawistyczną potrzebą chronienia własnych dzieci, z jednej strony tworzą wokół nich bańkę idealnego świata, gdzie wszystko jest wspaniałe, nikt nie choruje, nikt nie umiera. A z drugiej strony kreują swoim wychowankom straszny świat, gdzie wszystko co się wydarzy, będzie miało bardzo przykre dla nich konsekwencje. Z jednej strony – Zobacz, jaki piękny szczeniaczek. Nie bój się i pogłaszcz go, on nic ci nie zrobi. Przecież jest taki słodki. Z drugiej strony – Pamiętaj, żebyś nigdzie mi nie uciekał, bo zabierze ciebie zły pan i wszyscy będą płakali. Kończy się to zazwyczaj tym, że rodzice włączają cenzurę, gdy wyczują, że jakaś książeczka, bajka, czy zabawka mogą w  jakimś najmniejszym stopniu przestraszyć ich dziecko. Natomiast, gdy jest im wygodniej w osiągnięciu odpowiedniego efektu, uruchamiają mechanizm straszenia. Kończy się to zasadą Disneya, w którego bajkach przemoc, śmierć i cierpienie są maksymalnie zmarginalizowane, a wszystko kończy się wzorcowym happy endem.

Lepsze średniowiecze.

W takiej rzeczywistości opowieść o trubadurze Hugo może stanowić dla niektórych rodziców zbyt wysoki stopień do przekroczenia. Pozornie wszystko narysowane jest w znakomity sposób. Przedstawione realia mogą przywoływać na myśl średniowieczne fantasy, ale takie lepsze, bo wyidealizowane. Trochę jak w komiksach o Kajku i Kokoszu Janusza Christy, gdzie nie ma smrodu, ohydy i wszechogarniającego brudu. Jest jednak w tych opowieściach coś mrocznego, które podczas lektury kolejnych książeczek może wprowadzić rodziców w stan niepokoju. Boje się, że wtedy zadziała mechanizm cenzury. Niestety, ze szkodą dla ich dzieci.

U Bedu wszystko co straszne lub złe jest konsekwencją jakiś niewłaściwych działań. Autor w pozornie zwyczajnych sytuacjach postarał się przemycić głębsze a nawet filozoficzne treści. Dla dzieci, które wbrew pozorom, są mądrzejsze niż ich rodzicom się wydaje, powinny być zrozumiałe. Zaś dla starszych czytelników nie będą zbyt infantylne, żeby nudziły w trakcie czytania.

Drużyna jako jedność.

Dzielny trubadur podróżuje po stworzonym przez Bedu świecie i wraz ze swoimi towarzyszami wędrówki przezywa liczne przygody. Drużynę stanowi misiowaty przyjaciel Biskoto, który rzecz jasna jest niedźwiedziem. Do tego partneruje im śliczna czarodziejka o imieniu Śliweczka. Jest jeszcze Narcyz, latający kompan Hugo. Każda z postaci posiada indywidualne cechy, które są znakomitym uzupełnieniem pozostałych członków zespołu. Marudny i zadufany w sobie Narcyz, rezolutna Śliweczka, stanowiący opokę Biskoto i odważny Hugo tworzą jeden organizm, który jest takim jaki my wszyscy po trosze.  Natomiast wzajemne relacje całej kompanii są po prostu mistrzostwem świata. Dialogi pomiędzy Narcyzem i Śliweczką są perełkami, które rozbawią niejednego.

Cała ekipa, niczym „rollingstonsi”, ciągle jest w drodze, ciągle coś odkrywa i czegoś poszukuje. Dzięki takiemu – znanemu od wieków – zabiegowi historia jest pasjonująca. Same przygody bynajmniej nie są błahe. Trzeba uratować królewskiego potomka, który został zaklęty w fasolę przez zdenerwowaną złym zachowaniem młokosa czarownicę. Trzeba rozwiązywać zagadki, czy pogodzić zwaśnionych braci.

Poważna wada.

Mógłbym się rozpływać nad pomysłowością Bedu, wgłębiać w filozoficzne zakamarki opowieści, chwalić jakość polskiego wydania, ale jest jedna rzecz, za co muszę skrytykować autora. Coś, obok czego nie mogę przejść bez skomentowania. Mianowicie, dlaczego stworzył tylko pięć tomów? Przecież ta historia miała możliwość być znakomitym tasiemcem (w dobrym tego słowa znaczeniu), który przez lata mógłby bawić i uczyć kolejne pokolenia i nie schodzić z wysokiego poziomu. Gorsze historie miały więcej epizodów, a ta tylko marne pięć. To niewybaczalne marnotrawstwo potencjału opowieści.

Jeśli masz dziecko, które kochasz, ale nie obawiasz się, że wiedza o nie zawsze dobrych rzeczach ci je zepsuje. Kiedy chcesz przekazać mu mądre treści, to absolutnie nie wahaj się przeczytać z nim wspólnie „Hugo”. Będziesz miał argument, by przedstawić wspaniały świat swojej pociesze, który nie będzie prztyczkiem w nos dla jego inteligencji. Dla ciebie zaś będzie znakomita wymówką, żeby pod pozorem lektury dla dziecka przeczytać fantastyczną opowieść.

6 uwag do wpisu “Fantas(y)tyczna opowieść.

  1. Sama się wychowałam na tych komiksach (w sensie że czytałam je za dzieciaka w wydaniach zeszytowych) i pamiętam, że się ich trochę bałam, chociaż jak wyszły, musiałam mieć już ponad 10 lat.
    A co do zasady Disney’a, to trochę jest ona mitem – pomyśl o Królu Lwie, Gdzie jest Nemo, Bambi, Up, Dobry dinozaur. Wszędzie śmierć, smutek i sieroty 😉

    Polubienie

      1. Tak, ale weź też pod uwagę, że te baśnie powstawały w zupełnie innych czasach, kiedy np. trup leżał w domu przez trzy dni po śmierci, zanim go pochowano, kiedy ludzi nagminnie dziesiątkowały choroby, wojny itp., kalectwo było rzeczą powszechną, bicie dzieci było uznaną metodą wychowawczą, a kara śmierci atrakcją turystyczną. Nasza wrażliwość i że tak powiem „oblatanie” z tymi tematami jest znacznie mniejsze i nawet dorośli w większości mają problem ze zdzierżeniem tego typu estetyki (często zresztą większy niż dzieci, to kwestia wyobraźni, pewnych rzeczy mały człowiek nie jest po prostu w stanie sobie zwizualizować). Jestem totalnie za poruszaniem z dziećmi tematów trudnych, bo dzieci noszą w sobie masę niefajnych uczuć i też muszą umieć sobie z nimi poradzić i w ogóle je nazwać. Ale nie wiem, czy akurat estetyka powiedzmy baśni Grimma jest tutaj najlepszą odpowiedzią 🙂

        Polubienie

      2. Zdaje się, że Shrek zdobył taką popularność, bo wszystko co tam się działo było przeciwnością bajek Disneya. Wcześniej wiele elementów bajek było albo przesłodzone, albo zmienione. Jak choćby zakończenie Małej Syrenki.

        Polubienie

      3. IMO Shrek zdobył taką popularność, bo oglądała go też bardzo duża część dorosłej widowni, dla której było tam mnóstwo żartów, a nie dlatego, że był w jakiś sposób bardziej drastyczny. Poza żartami o pierdzeniu nie ma tam specjalnie nic nowatorskiego w tym temacie.
        Mam olbrzymi problem z baśniami Andersena jako baśniami dla dzieci, z wielu powodów. Część z nich jest zakamuflowaną krytyką układów społecznych, część jest po prostu wyrazem smutnego stanu psychicznego ich twórcy. W dzieciństwie ich nie znosiłam i w sumie chyba tak mi zostało. Natomiast różnią się one od baśni braci Grimm tym między innymi, że nie wywodzą się z folkloru, nie są częścią oralnego przekazu, są stworzone od podstaw jako utwory literackie. Nie ma w nich tego „chłopskiego” poczucia sprawiedliwości, kary dla złych i odmiany losu dla dobrych. Gdybym miała wybierać, to jednak bracia Grimm ftw, tylko że to ich okrucieństwo jednak dopasowałabym nieco do naszej wrażliwości.
        A poza tym pamiętaj o jeszcze jednej rzeczy – o dziecięcej wyobraźni. Tak jak pisałam wyżej – co innego zobaczyć, a co innego przeczytać. Małe dzieci zwykle mniej się boją przerażających opowieści niż strasznych filmów, właśnie dlatego, że są w stanie zobaczyć pewne rzeczy, których nie byłyby sobie w stanie wyobrazić przy słuchaniu/lekturze. I to jednak zapisałabym na plus Disneyowi (z którym mam wiele problemów, ale akurat niekoniecznie taki, że fabuła jego filmów jest zanadto wygładzona).

        Polubione przez 1 osoba

Dodaj komentarz