Słowa w dymku na niedzielę #100

🙂 Widzicie, jak mi się buźka szczerzy. Nie bez powodu, wszak dziś piszę do Was po raz setny.

Mój wewnętrzny trener personalny właśnie bije mi brawo. Kurcze, robi to na stojąco, a obok niego stoi tabun dobrych i złych doradców. Jedni mówili „ej, nie wymiękaj. Poczytaj jakieś fora, tam jest mnóstwo inspiracji”. Drudzy zaś zniechęcali „co tak będziesz pisał? I tak niewiele osób to czyta”. Byli też tacy, którzy sugerowali, żeby jakieś memy wrzucać albo śmieszne filmiki. Ale ja się zawziąłem. Jeśli coś w przestrzeni cyfrowej ma po mnie pozostać, to niech przynajmniej będą to te opinie, czasem kąśliwe komentarze i garść refleksji.

Kiedyś myślałem, że po setce już dalej nie pojadę. Odstawię to na bok i zajmę się czymś innym. Dziś wiem, że trochę by mi tego brakowało. A tak, świadomość, że zbliża się niedziela, wyznacza mi rytm tygodnia i zmusza do poszukiwania inspiracji. Czasem – niczym szambonurek – nurkowania w słownych fekaliach, pływania z nurtem potoków żółci, ale też orbitowanie w komiksowych zachwytach i ekscytowanie się fajnymi inicjatywami.

Ahoj, przygodo.

Dodaj komentarz