Słowa w dymku na niedzielę #99

Mijający tydzień spędziłem na wspominkach komiksów, które na różnych etapach mojego życia, mocno na mnie wpłynęły.

Nie jestem mistrzem słowa i żadne moje grafomańskie wygibasy nie oddadzą tego uczucia, jakie towarzyszyło mi podczas lektury każdego nowego komiksu, które – od dawien dawna – miało swój ustalony rytuał. Najpierw radosne przekartkowanie połączone z pierwszym wdechem zapachu farby drukarskiej. Potem szybka lektura. Następnie uważne przeanalizowanie każdej ze stron i bardziej złożonych kadrów, by na koniec przeczytać wszystko jeszcze raz.

Dziś zaś coraz rzadziej mi się to przytrafia. Nie wiem, może komiksy nie zapewniają mi tej dziecięcej radości. Tej frajdy z poznawania nowych historii. Może same opowieści zaczynają być do siebie podobne, bo jakby nie patrzeć, kupuję komiksy według klucza, opartego na moim, ukształtowanym już guście.

Ostatnio więcej satysfakcji przynoszą mi książki traktujące o komiksach. Tylko, że tych nie ukazuje się u nas zbyt wiele.

Nie wiem jaki będzie następny etap. Mam nadzieję, że nie przeobrażę się w wiecznie zgorzkniałego malkontenta, który każdą wypowiedź będzie zaczynał słowami „kiedyś to było”.

Dodaj komentarz